środa, 13 kwietnia 2011

cytat w którym kryje się sedno



Czytam "Trucicielkę" Eric'a-Emmanuel'a Schmitt'a, która nie ma nic wspólnego z wnętrzami, ale "grzebie się" we wnętrzu ludzkiej psychiki. Nadal nie ma to wiele wspólnego z tematem mojego bloga, poza jednym fragmentem tekstu, który przykuł moja uwagę. Nie będę pisać czemu, tylko go przytoczę :

"(...) Szukała wzrokiem jakiegoś drobiazgu w otoczeniu : meble, obrazu, przedmiotu - który dałby jej poczucie bezpieczeństwa, przywrócił zaufanie, połączyłby ją znów z przeszłością. Na próżno. Mieszkanie na poddaszu (...) było urządzone w onieśmielająco dobrym guście: wszystko, od najdrobniejszych ornamentów po obicia krzeseł, zostało zaprojektowane przez jednego z najlepszych współczesnych architektów: przestawienie fotela albo pozostawienie kolorowego swetra na tej kombinacji beży i drewna cytrynowego psuło harmonię barw; każdy ślad prywatnego życia mieszkańców, nie współgrający z wizją artysty, wyglądał obscenicznie, krzyczał bluźnierczo. W tym otoczeniu, które niby miało być jej własnym, stale czuła się obco."

Pomyślałam, że ten fragment pokazuje jak często projektanci wnętrz przedkładają jego wygląd nad osobę, która w nim mieszka. Z drugiej strony chcemy pozostawić po sobie "dzieło" skończone. Czy jednak jest to w ogóle możliwe w przypadku domu czy mieszkania obcej nam osoby? Dom żyje razem z nami, zmienia się, obrasta w pamiątki, zdjęcia i przedmioty, które muszą mieć swoje miejsce...
Przecież nasz dom musi stwarzać dla nas otoczenie przyjazne, w którym jest nam po prostu dobrze, a nie zawsze pięknie. Ten tekst sprowadza na ziemię, przypomina, że wnętrze nie jest sztuką dla sztuki ale sztuką użytkową.
Powiem szczerze, że nie wiem czy rzucam banałami, czy obrażam architektów. Wiem jednak , że buntuje się oglądając idealne wnętrza, w których mieszkaniec powinien podporządkować się zastanemu otoczeniu, żeby nie zakłócić istniejącej w nim harmonii.

Może dlatego tak bardzo lubię te pozostawione gdzie bądź książki, obrazki postawione na podłodze i podparte o ścianę, jakby czekały na swój moment żeby je powiesić, krzesła nie do kompletu i zapiski na ścianach. Pewnie dlatego następny mój wpis będzie o obrazkach w łazience :) Łazienka to miejsce bardzo prywatne, a "obraz" - nie ważne czy będzie to zdjęcie, czy rysunek czy abstrakcja - chyba najlepiej oddaje indywidualne upodobania każdego z nas...


10 komentarzy:

  1. Tak jak piszesz - projektowanie wnętrz to sztuka użytkowa.
    Projektowanie jest jak rozwiązywanie zadania z matematyki. Dostajesz dane od klienta: ulubiony kolor, sposób życia, bycia itd dodajesz do tego swój styl (bo wybrał cię dlatego że coś mu się spodobało, zazwyczaj:) i dostajesz wynik czyli projekt.
    Za każdym razem te otrzymywane dane są inne więc i projekty powinny być różne.
    Sztuką jest przekucie potrzeb klienta w piękną przestrzeń.
    ...ale to według mnie:))


    PS
    Właśnie dzwonił dzisiaj do mnie wykonawca z pytaniem do czego te ceramiczne wielkie mydelniczki:)?
    - A to półki do łazienki - na obrazki:))

    OdpowiedzUsuń
  2. Magda, zgadzam się z tym co piszesz, zdarza się jednak, że to co widzimy w magazynach to bardzo często wizja stylistów, którzy przygotowują wnętrze do sesji i właśnie w takich momentach znikają wszystkie pamiątki, drobiazgi i zdjęcia, a czytelnik dostaje super minimalistyczną przestrzeń bez duszy.

    OdpowiedzUsuń
  3. i nie ukrywam, że one mi się podobają :) buntuje się tylko przeciwko promowaniu takich stylizacji jako gotowych do mieszkania wnętrz. Buntuje się przeciwko projektantom, którzy nie słuchają ludzi , dla których pracują, bo uważają, że jeśli ktoś zwrócił się o nich, to chcę dostać ich i wyłącznie ich wizję. A właściwie to nie wiem czemu tak się stawiam :) lubię po prostu projekty, w których widać człowieka i jego słabości i indywidualne upodobania :)

    OdpowiedzUsuń
  4. "Za każdym razem te otrzymywane dane są inne więc i projekty powinny być różne."

    a czy nie częściej zamiast czegoś innego powstaje to samo dopasowane pod inne wymiary pomieszczeń? :)

    OdpowiedzUsuń
  5. dzięki za ten tekst. Schmitta jeszcze nie dorwałam, ale poluję.
    Myślę, że nie ma szablonu, a architekt jest bardzo często elastyczny, ale nie z gumy. Przynajmniej takie jest moje odczucie.

    OdpowiedzUsuń
  6. dzięki za wizytę :) wiesz, mnie chodziło o pokazanie, że czasem przerośnięte ego projektanta przysłania mu osobę dla której pracuje. Ale masz rację, że nie można przesadzać z tą elastycznością, bo dochodzi się do drugiej skrajności - braku składu i ładu :)

    OdpowiedzUsuń
  7. no tak, masz rację, są kreatorzy, a wtedy liczy się nazwisko, a nie efekt.

    OdpowiedzUsuń
  8. jak jest to rzeczywiście Kreator ( przez duże "K") to klient wie czego się spodziewać i godzi się na narzucony styl albo tak odpowiada mu styl twórcy, że oddaje się całkowicie w jego ręce. Gorzej jeśli jest to ktoś komu wydaje się, że jest ponad tym, co myślą inni- jeśli wiesz o czym ja mówię.
    Ja na przykład oddałabym się Armaniemu :)

    OdpowiedzUsuń
  9. :) myślałam o tych pomniejszych "kreatorach" :)) o tych co to robią horoskop przed projektem i sami do końca nie wiedzą co im wyjdzie:)

    OdpowiedzUsuń
  10. przyznam,że i ja nie zawsze wiem do końca co mi wyjdzie ;) i nawet horoskopu nie postawię...

    OdpowiedzUsuń